Ciemniak – Koło Oświęcim w Tatrach Zachodnich – 4.07.2020

Nasza grupa na tle Tomanowego Wierchu

Pogoda w Tatrach zmienną jest, ale tym razem, chociaż była daleka od ideału, sprawiła nam mimo wszystko miłą niespodziankę. Kiedy wyruszaliśmy z Kir, lekki deszczyk studził nasz zapał, ale widząc naszą determinację dał za wygraną. Szybko odbiliśmy od dna Doliny Kościeliskiej, rozpoczynając mozolne podejście na Ciemniak. Tego dnia natura zafundowała nam prawdziwy spektakl teatralny. Przez pierwsze trzy godziny musieliśmy uzbroić się w cierpliwość w oczekiwaniu na doznania estetyczne, bowiem góry zasłoniły się kurtyną z chmur. Skupiliśmy zatem uwagę na wzajemnym towarzystwie i detalach górskiej ścieżki: śliskich kamieniach, kwiatach lubiących wapienne podłoże i skałkach, majaczących we mgle. Kurtyna na krótko rozchylała się odsłaniając elementy dekoracji, a my stopniowo wznosiliśmy się na coraz wyższe stopnie górskiego amfiteatru. Napięcie rosło. Czy będziemy żałować zakupionych biletów?

Kolejny akt spektaklu natury

Spektakl natury rozpoczął się na dobre dopiero na wysokości Chudej Przełączki (1850 m n.p.m.). Rytm naszej wędrówki zaczęły wyznaczać jego kolejne akty. Kiedy mleczna kurtyna rozchylała się na boki przystawaliśmy w zaciekawieniu na ciąg dalszy przedstawienia, gdy opuszczała się, znów maszerowaliśmy w górę. Tak osiągnęliśmy szczyt Ciemniaka (2096 m n.p.m.), który powitał nas pierwszymi promieniami słońca. Po polskiej stronie dymił kocioł Doliny Mułowej, w którym gotowała się jego mleczna zawartość, ale po południowej, słowackiej stronie powoli otwierała się przestrzeń. Zabraliśmy się do pałaszowania wniesionych na górę smakołyków, a niektórzy, korzystając z antraktu urządzili sobie południową drzemkę.

Hejnał z wieży mariackiej (od czego mamy smartfony ) dał sygnał do dalszej drogi, wielce urzekającej, chociaż już tylko w dół. W nagrodę za trud wspinaczki, to, czego nie zobaczyliśmy podchodząc na szczyt, natura stopniowo pokazała nam na powrotnym zejściu na Chudą Przełączkę: z jednej strony ścieżki drogę na Małołączniak, z drugiej zaś Żleb Trzynastu Progów schodzący do Wąwozu Kraków i skalisty masyw Kominiarskiego Wierchu.

Gnidosz okółkowy

Od Chudej Przełączki krajobraz stawał się coraz wyrazistszy. Trawers przecinający skalisty Wysoki Grzbiet oświetlało już słońce. Zielone zbocza urozmaicała bogata flora. Zawilce, pełniki, rozchodniki, gnidosze, goryczki, dzwonki – wiele gatunków mogło dostrzec oko wielbiciela kwiatów. Świstak wychynął ze swej norki, pozując nam cierpliwie do zdjęć. Dolina Tomanowa pokazała się w całej swojej krasie. W rejonie Czerwonego Żlebu, w którym odkryto skamieniałe ślady dinozaurów, szukaliśmy ich świeżych śladów . Wokół zrobiło się pięknie: wysoko nad nami skaliste zerwy masywu Ciemniaka, naprzeciw zaś garby Ornaku i Kominiarskiego przedzielone Iwaniacką Przełęczą.

Nad Smreczyńskim Stawem

Wśród coraz bujniejszej roślinności przez Tomanowe Polany zeszliśmy nad Tomanowy Potok, który im bliżej schroniska na Hali Ornak, tym stawał się głośniejszy. Przy schronisku znaleźliśmy wolne miejsca przy ławie, smakując szarlotkę, kawę i inne trunki . Czekało nas jeszcze krótkie podejście nad Smreczynski Staw z pyszną panoramą na zachodniotatrzańskie wierchy. Na zakończenie pozostał spacer jak zwykle urzekającą Doliną Kościeliską.

Z Tatr przywieźliśmy smaczne „pamiątki” – u pani Marysi w Witowie skusiły nas oscypki i żętyca. Jasne, że wylądują wkrótce w naszych brzuchach, ale przecież smakują ponoć najlepiej w lipcu i sierpniu, gdy owce najedzone są świeżymi ziołami z tatrzańskich hal.

M.D.