Wielkopiątkowe refleksje z Drogi Krzyżowej na Mogielicę

Jak połączyć miłość do gór z pragnieniem przeżycia Misterium Męki Pańskiej? Wielkopiątkowa Droga Krzyżowa na najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego – Mogielicę ( 1170 m n.p.m.) stanowi odpowiedź na to pytanie.
25 marca 2016 r. zgromadziła ona około 300 osób, w tym członków PTT w Mielcu, Łodzi, Nowym Sączu, Tarnowie, Bielsku–Białej, Nowym Targu, Krakowie i nas z Oświęcimia, a nawet grupkę Słowaków i Chorwatów. Pragnęliśmy w gorączce przedświątecznej krzątaniny przystanąć na górskiej ścieżce i zadumać się nad cierpieniem, śmiercią i ofiarną miłością.
Aura tego dnia była dla nas łaskawa. Promienne słońce zachęcało do wyruszenia w drogę, ale nasza Droga nie była radosną, górską wędrówką, lecz pielgrzymowaniem z cierpiącym Bogiem – Człowiekiem.
Jak wielką trzeba mieć miłość do ludzi, by za nich umrzeć?
Jak wielkie cierpienie można znieść tak, by zachować człowieczeństwo?
„Kto krzyż odgadnie, ten nie upadnie w boleści sercu zadanej”.
Nasza droga wiodła przez las, co sprzyjało osobistej medytacji. Podążaliśmy w górę w milczeniu i zadumie, niosąc ze sobą własne krzyże dnia codziennego. Co jakiś czas przystawaliśmy na rozważania Męki Pańskiej, które przygotował ksiądz Jan Baran z parafii w Jurkowie. Z powodu kontuzji nie mógł osobiście nam przewodniczyć, dlatego jego rozważania były czytane przez przedstawicieli poszczególnych oddziałów.
Czasami modlitewne skupienie rozpraszało się na nieco trudniejszych fragmentach ścieżki – stromych i bardziej śliskich. Jak to w górach uwagę przyciągały rozległe panoramy Beskidu Wyspowego, Sądeckiego i Gorców, a także nieśmiałe oznaki nadchodzącej wiosny.
Szczyt Mogielicy otulony świerkami. Ta góra była podobno dla niejednych mogiłą. Tutaj kończymy rozważania stacji Drogi Krzyżowej. Schodzimy w doliny podziwiając krajobraz beskidzkich wysp. W pamięci pozostaje poczucie wspólnoty pielgrzymujących, w sercu narasta radość ze zbliżających się Świąt i wiara w moc Zmartwychwstania.

M.D.