Nowy Rok na Podhalu – relacja Gosi Dindorf

Panorama znad kościoła pod wezwaniem Narodzenia NMP w Gliczarowie Górnym.

Panorama znad kościoła pod wezwaniem Narodzenia NMP w Gliczarowie Górnym.

Gliczarów Górny to cudne miejsce, które pozwala delektować się widokiem Tatr. Tutaj właśnie, na czas sylwestrowo – noworoczny znaleźliśmy gościnę na plebanii u księdza Szczepana Gacka. Gospodarz to twardy góral o ciepłym sercu, który godzi obowiązki duszpasterskie z misją ratowania zagrożonego życia ludzkiego w górach.

Niektórzy spośród nas przyjechali już wcześniej, aby przy dużym mrozie szusować na stokach narciarskich w Gliczarowie i Białce Tatrzańskiej. Większość osób dotarła w sylwestrowy wieczór. Początkowo można było odczuć brak zorganizowania, co wynikało z nieobecności chorego Michała i z tego, że nie wszyscy się znaliśmy. Myślę, że wcześniejszy przyjazd i wspólne wyjście w góry byłoby lepszym sposobem poznania się i wprowadzenia dobrego nastroju do zabawy sylwestrowej.

Do wspólnego stołu zasiadło 18 osób. W darze od góralek o dobrym sercu otrzymaliśmy wielki gar pysznego gulaszu. Wspólnie śpiewamy kolędy, potem piosenki turystyczne, rozmawiamy. Z nieśmiałością wyciągamy wino i szampana. W odpowiedzi otrzymujemy od księdza delikatne wino mszalne. O północy oglądamy fajerwerki z wieży kościelnej, a potem uczestniczymy we Mszy św., która okazuje się być uroczystością ślubną młodej pary z Gdańska. Nasza późniejsza posiada, (bo tańców zabrakło) kończy się przed czwartą rano.

Nazajutrz, w Nowy Rok, już przy śniadaniu pan Antoni raczy nas poezją Kazimierza Przerwy – Tetmajera. Niebo jest zachmurzone, ale prawie wszyscy wyruszamy na Rusinową Polanę. Mgła nie pozwala nasycić się pięknem gór. Niektórzy odwiedzają Wiktorówki, inni podchodzą na Gęsią Szyję, tocząc po drodze bitwę na śnieżne kule. Wieczorem część osób wyjeżdża, pozostali chcą nadrobić zaległości we śnie.

Kolejny dzień przynosi piękną pogodę i łagodną temperaturę. Jacek z synami postanawiają dokonać zimowego wejścia na Kościelec i zamiar ten realizują. Z ich relacji wynika, że wszyscy napotkani turyści, a było ich niemało, przygotowali się do zimowej wspinaczki. Mieli raki, czekany, niektórzy byli związani liną. Żeńska część naszej grupy pod opieką Marcina dochodzi do Murowańca Doliną Suchej Wody – leśnym szlakiem z Murzasichla, a następnie nad Czarny Staw Gąsienicowy.

Wieczór i poranek ostatniego dnia spędzamy na plebanii. Przychodzimy tam, aby ogrzać ciała, (bo grzejniki na naszej kwaterze nie były zbyt gorące) i dusze, bo rozmowy przy niekończącej się herbacie były krzepiące. Pan Antoni dodaje kolorytu tym rozmowom, a to prezentując ciekawostki matematyczne, a to opowiadając o swoich podróżach koleją. Słuchamy opowieści księdza o góralach, o ratownictwie górskim, o posłudze duszpasterskiej, o życiu i śmierci. Długie śniadanie zmienia nasze plany na ostatni dzień. Część grupy wybiera spacer Drogą pod Reglami. My, już tylko rodzinnie udajemy się do Doliny Strążyskiej, by wspiąć się na Sarnią Skałę, skąd pięknie prezentuje się pobliski Giewont i zejść do Doliny Białego. Po ubiegłodniowej odwilży przyszedł mróz i dlatego w wielu miejscach ścieżka zamienia się w lodową zjeżdżalnię. Przy podejściu ręce z kijkami męczą się w takim samym stopniu jak nogi, natomiast przy zejściu bezpieczniej jest zastosować kontrolowany zjazd na własnym siedzeniu.

Te kilka dni obcowania z ludźmi w górach dały nam wytchnienie, trochę kondycji fizycznej, radość z wędrówki i odpoczynek wśród życzliwych ludzi, mających podobne pasje. Jesteśmy wdzięczni księdzu Szczepanowi za gościnę i mówimy serdecznie „Szczęść Boże”.

Gosia

Widok z podejścia od Murowańca nad Czarny Staw Gąsienicowy.

Widok z podejścia od Murowańca nad Czarny Staw Gąsienicowy.