Niedziela 10 lipca, godzina 6 30. Tym razem zebrała się dwunastoosobowa grupa. Zanim ruszymy na górski szlak czeka nas około 130 km jazdy samochodami.
Dlaczego właściwie idziemy na Chocz?
- Bo nigdy tam nie byliśmy, a jego sylwetka, wyraźnie górująca nad okolicznymi szczytami, intrygowała wiele razy.
- Spodziewamy się pięknej panoramy, prognozy pogody są zachęcające.
- Zastanawiamy się, czy znajdziemy podobieństwo z naszymi Pieninami, skoro pasmo Gór Choczańskich zbudowane jest głównie ze skał wapiennych.
- Jedni chcą odpocząć po tygodniu pracy, czasem trudnej i stresującej, a inni poczuć, że są już wakacje.
- Wypróbowanie nowych butów i ochotę na bryndzowe haluszki dołączamy również do listy motywatorów.
Możemy powiedzieć, że spełniły się wszystkie nasze oczekiwania. (No może prawie wszystkie, bo zamiast bryndzowych haluszków musiał nas zadowolić równie „słowacki” vyprażeny syr i cesnakova polievka) Rzeczywiście Góry Choczańskie składają się z odrębnych, stożkowatych szczytów o wysokości 1100-1300 m n.p.m. Jedynie Wielki Chocz „odskakuje” od reszty o ponad kilkaset metrów (1611 m n.p.m.).
Śródleśne łąki zachwycają mnogością kwiatów. Ciekawe, czy zainspirowały Kasię do namalowania jeszcze jednego obrazu pod tym tytułem? Mam również nadzieję, że Ania, jak zwykle, rozpozna na swoich fotografiach wymieniane w przewodniku: zerwy kuliste, skalnice okrągłolistne i liczne gatunki storczyków. Porośnięte kwiatami skały pojawiają się dość licznie w partii szczytowej.
Bardzo dobra widoczność pozwala nacieszyć oczy wspaniałą panoramą: od Pilska i Babiej Góry poprzez Wysokie Tatry z Gierlachem na czele, dalej Niżne Tatry z charakterystycznym Chopokiem, wreszcie, dobrze nam już znana Mała Fatra.
Wycieczkę kończymy posilając ciało specjałami kuchni słowackiej w najstarszej ponoć miejscowości regionu, u stóp skały, na której wznosi się Orawski Zamek.
B.S.