Babia Góra – Koło Oświęcim na słowackich szlakach -26.10.2019

Nasza grupa na stoku Małej Babiej Góry

Babia Góra była celem naszej ostatniej wycieczki, wieńczącej wyjątkowo ciepłe i długie babie lato. Trudno o bardziej okazałe zakończenie letniego sezonu niż właśnie ten najwyższy beskidzki szczyt (oczywiście tylko w Polsce) ze wspaniałą panoramą Tatr, Małej i Wielkiej Fatry oraz dziesiątków innych, mniej lub bardziej znanych pasm i łańcuchów, z których tak wiele dane nam było odwiedzić na przestrzeni ostatnich lat. Babia Góra to specyficzny szczyt, który większość naszych członków bardzo dobrze zna i być może właśnie dlatego tak bardzo lubi tu wracać. Tym razem pokusiliśmy się jednak o pewną nowinkę i zamiast przełęczy Krowiarki, za punkt startowy obraliśmy słowackie schronisko Slaná Voda (Słona Woda). Co ciekawe, to właśnie stąd wiedzie najstarszy szlak na Babią Górę (utworzony w 1894 roku).

Na starcie w osadzie Slaná voda

Słowacja powitała nas pięknym porankiem oraz tradycyjnie już ciszą, spokojem oraz brakiem problemów z parkowaniem (o co ostatnimi czasy trudno po polskiej stronie). Drogę do góry wyznaczał nam czerwony szlak prowadzący na wierzchołek Małej Babiej Góry (Cyl 1515 m n.p.m.). O tym, że nie była to „bułka z masłem” niech świadczy to, że nasz start znajdował się o ponad 250 m niżej niż przełęcz Krowiarki, a sama wspinaczka miała potrwać 3,5 h. Początkowy, asfaltowy i płaski fragment trasy urozmaiciły nam dziki z pobliskiej zagrody, a sama droga niepostrzeżenie zamieniła się w mozolną wspinaczkę. Na dość trudnym, kamienistym szlaku niełatwo było znaleźć miejsce na chwile wytchnienia, ale błogi spokój i bliskość natury rekompensowała wszelkie trudy. Początkowy fragment trasy nie jest efektowny, najpierw droga asfaltowa, potem szuter, następnie wspinaczka leśną drogą usłaną kamieniami pośród powalonych i uschniętych drzew, zza których dopiero po pewnym czasie zaczął wyłaniać się pejzaż słowackiej Orawy. Wkrótce też las zmienił się w skąpane w porannym słońcu polany, a chłód październikowej buczyny ustąpił miejsca ciepłu słońca, którego nie powstydziłby się nawet wakacyjny poranek. Wkroczyliśmy do krainy kosodrzewin, wśród których ukryty jest szczyt Małej Babiej Góry. Pierwsi uczestnicy wycieczki stanęli na jej szczycie już około 11:00.  Przez kilkadziesiąt minut postoju, PTT miało Małą Babią prawie na wyłączność. To właśnie tu urządziliśmy sobie drugie śniadanie i zrobiliśmy grupowe zdjęcie, a jak tylko nacieszyliśmy oczy widokami, rozpoczęliśmy zejście na Przełęcz Brona.

Kopuła szczytowa Babiej Góry

Tu nasza wycieczka szybko zmieniła swój charakter. Błogi spokój zastąpiły tabuny turystów, zdobywające Babią z  polskiej strony, a kontemplacje przyrody ustąpiły miejsca chęci jak najszybszego zdobycia Diablaka (1725 m n.p.m). Wkrótce stopniowo zaczęliśmy pojawiać się na kamienistej kopule Babiej Góry i z równie dużym trudem, co zdobycie szczytu, musieliśmy szukać wolnego kawałka przestrzeni na kolejny odpoczynek.

Babia Góra to góra niezwykła, nazywana Królową Beskidów, to przez nią przechodzi Europejski Dział Wodny, rozdzielający zlewiska Morza Bałtyckiego od Czarnego. Powstały wokół Babiej Góry park narodowy jest pierwszym w Polsce, który znalazł się na liście rezerwatów biosfery UNESCO (1977 rok, choć tu warto nadmienić, że park stracił ten status w latach 1997-2001). Ciekawostką jest też to, że pod szczytem Babiej Góry od strony słowackiej istniało kiedyś schronisko turystyczne. Z powstałego w 1905 roku budynku zachowały się tylko ruiny i tytuł pierwszego schroniska w Beskidzie Żywieckim. Podczas swojego krótkiego żywota (44 lata) schronisko kilkakrotnie zmieniało przynależność państwową, a ostatecznie spłonęło w tajemniczych okolicznościach podczas remontu przeprowadzanego przez… Polskie Towarzystwo Tatrzańskie. Nie powinno więc dziwić, że niektórzy z nas odwiedzili to miejsce w drodze powrotnej. Ruiny schroniska znajdują się kilkaset metrów od żółtego szlaku i prowadzi do niego wyraźna ścieżka.

Zachód słońca na Hviezdoslavovej Alei

Wędrówkę powrotną wyznaczał nam dalej właśnie żółty szlak, prowadzący bezpośrednio na parking przy Słonej Wodzie. Tu ciekawostka, szlak nazwano w górnym odcinku ścieżką Jana Pawła II. Tłumy ludzi szybko zaczęły znikać, a trasę urozmaiciło nam kilka widokowych wież oraz turystyczne wiaty. Strome odcinki dawały w kość kolanom. Końcowy odcinek szlaku to już jednak płaski teren i znowu szuter z asfaltem. Niespieszne tempo sprawiło, że naszą wycieczkę zakończyliśmy już po zachodzie słońca. Obserwowaliśmy go z Hviezdoslavovej Alei, prawie ostatniej, acz bardzo długiej prostej naszej trasy. To ponad 2- kilometrowy fragment szlaku nazwanego tak na cześć Pavla Országha (pseudonim Hviezdoslav), który do dziś uchodzi za najwybitniejszego słowackiego poetę i tłumacza, któremu Słowacy zawdzięczają przekłady Szekspira i Goethego, ale i Słowackiego, i Mickiewicza.

I tak oto na tydzień przed świętem Wszystkich Świętych zakończyliśmy wyjątkowo ciepłe Babie Lato. Na kolejną wycieczkę z pewnością nie wystarczy już podkoszulek i krótkie spodnie.

BT