Wspomnienie o Ryszardzie Wilczaku (1947-2017) – fotografiku z oświęcimskiego Oddziału PTT

Ryszard Wilczak 1947-2017 fot. M. Kramarczyk

W poniedziałek 21. września  2017 r. na cmentarzu w Bobrku koło Oświęcimia pożegnaliśmy z wielkim smutkiem miłośnika przyrody, pasjonata fotografowania dokumentującego nasze wyprawy w góry z PTT, wycieczki w piękne miejsca, a także przyrodę i historię najbliższego regionu, w którym mieszkał – człowieka, który wiedział co w życiu jest piękne i ważne.

Ryszarda żegnała najbliższa rodzina, ale też grono przyjaciół i znajomych, dla których zawsze miał czas. W pogrzebie uczestniczył prezes Oddziału PTT w Krakowie Michał Myśliwiec, towarzysz wielu górskich wypraw z ówczesnym prezesem Oświęcimskiego Oddziału PTT Czesławem Klimczykiem.

Ryszard Wilczak urodził się 7.03.1947 r. w Bobrku. Miał brata Alfreda, druha Ochotniczej Straży Pożarnej w Bobrku. Rodzice poznali się na przymusowych robotach w Niemczech i pobrali zaraz po wyzwoleniu. Mama Janina pochodziła z Łętowni koło Jordanowa, ojciec Julian z Bobrku, gdzie Ryszard spędził wczesne dzieciństwo i ukończył szkołę podstawową. Naukę kontynuował w Zasadniczej Szkole Zawodowej przy Południowych Zakładach Skórzanych „Chełmek” w Chełmku w zawodzie elektryk.

Przed 1968 r. trafił do Podhalańskiego Batalionu Piechoty Górskiej w Wadowicach. Po odbyciu służby wojskowej pracował na Z IX Zakładów Chemicznych „Oświęcim” w Oświęcimiu, a następnie w Fabryce Samochodów Małolitrażowych w Tychach na stanowisku automatyka.

Po śmierci ojca w 1973 roku dużo pomagał mamie w pracach polowych, a po jej śmierci podjął decyzję o przeniesieniu się z rodziną na ojcowiznę. Ożenił się w październiku 1974 roku z Ewą Gębalą. Wychowali dwoje dzieci: Tatianę i Przemysława.

Maria Kramarczyk wspomina:
RYSZARD BYŁ DLA NAS WSZYSTKICH JAK BRAT

Tak naprawdę poznałam Ewunię i Rysia, bliskiego kuzyna mojego męża, na obozie młodzieżowym (na piachu pod namiotami) w przepięknej, nadmorskiej miejscowości Dąbki, prawie 50 lat temu.

Był dla nas jak brat, dawał swój czas, uwagę, serce, poczucie bezpieczeństwa, dzielił się wszystkim. Ujmował ciepłem, spokojem i zdrowym podejściem do trudnych spraw. Był pracowity i ambitny, dużo czytał i dzielił się wiedzą z innymi, miał wielu przyjaciół. Wszystkich nas traktował z równą serdecznością.

Był elektronikiem automatykiem i elektrykiem, ale jak było trzeba: mechanikiem, stolarzem, rolnikiem, budowniczym, architektem ogrodu itd. itp. mającym w sobie dużo siły i determinacji, by realizować swe plany..

Był ambitny. Kiedy do Fabryki Samochodów Małolitrażowych, gdzie pracował wkroczyły automaty sterowane komputerowo, dokształcał się, by sprostać wyzwaniom.

Pracując i pomagając gospodarować śp. Mamie, potrafił znaleźć czas na wędrówki z PTT lub tak po prostu, „bezorganizacyjnie” i fotografował, fotografował, fotografował. Miał dobry aparat, ale przede wszystkim talent. Wrażliwy artysta, dostrzegał wszystko, nawet najdrobniejszą roślinkę rosnącą na skale. Ostatnio dokumentował ważną inwestycję – budowę obwodnicy Oświęcimia z mostem przez tory i Wisłę. Próbowałam Mu nieudolnie towarzyszyć w tym, robiąc zdjęcia z drugiego brzegu. Jak niegdyś bobrecki fotograf Antoni Chylaszek Ryszard utrwalał piękno i historię okolic, w których spędził dzieciństwo i gdzie ostatnio mieszkał. Potrafił wyjść na spacer z psem (oraz z nieodłącznym aparatem) i wrócić z plonem pięknych zdjęć. Jestem w posiadaniu elektronicznej wersji kilku z nich, bo mi je udostępnił.

Piękne, prawda?

Budował z Ewunią dom, który niezależnie od tego, gdzie się znajdował (w S-centrum, na Starych Stawach, na Kopernika, czy w Bobrku) zawsze był otwarty i przyjazny dla ludzi. Wiele serdecznych chwil spędziliśmy u Wilczaków i u nas oraz na wspólnych wędrówkach po Beskidach i Tatrach.

Jak to z oświęcimskim PTT było?

To u Wilczaków na ul. Kopernika poznaliśmy Cześka Klimczyka, przewodnika górskiego i instruktora krajoznawstwa Polski, alpinistę, pirenejczyka, który przemierzał też góry Norwegii i Szwecji, był zdobywcą najwyższego szczytu Iranu – Demawend i  Talhuniego oraz pięknie o swoich wyprawach opowiadającego, dodatkowo prezentując przeźrocza. Wszyscy byliśmy jakoś przygotowani do chodzenia po górach, ich czar zadziałał. Ryszard, Ewusia, Tatianka, Przemko, Mariusz, ja oraz moje dzieci Piotr i Ewusia wpisaliśmy się do oświęcimskiego Oddziału PTT, który reaktywował Klimczyk. Na starcie stowarzyszenie liczyło 51 członków. Nasz przewodnik zabierał nas np. na Magurkę przez Czupel (pierwszy sprawdzian), na Babią Górę z noclegiem pod szczytem, w Beskidy, potem w Tatry Słowackie: zdobyliśmy Krywań, Jagnięcy, Czerwoną Ławkę, byliśmy na Symbolickim Cintorinie, a najbardziej zaawansowanych zaraził wędrówkami po Alpach.  Kiedyś w czasie zimowej wyprawy na Zabawę w rejonie Milówki, gdzie każdy zjeżdżał na czym mógł, choć Czesław tam właśnie uczył jazdy na nartach, Ewunia i Rysio uratowali nam życie, bo Klimczyk zapomniał wszystkich poinformować, że w ośrodku, gdzie nocowaliśmy, kuchnia będzie nieczynna. Wilczakowie podzielili się z nami tym, co przygotowała Ewunia, ale dźwigał (z ciężkim garnkiem) Ryszard. Ryś dokumentował fotograficznie nasze wspólne wyprawy, Ewunia zapisywała je w kronice, a ja zostałam „poetką mimo woli” popełniając wiersz, zamieszczony nawet na pierwszej stronie w „Co słychać?”. Ten czas z Wilczakami w PTT, każdy z nas wspomina dziś jako jeden z najwspanialszych okresów w swoim życiu.

Ewunia i Rysiu nie tylko zawsze grzali wszystkich ciepłem swojego domowego ogniska, ale sami znajdowali czas na odwiedziny, „święto placka”, „znienacek”, albo przyjeżdżali całkiem bez okazji. Ryszard był skromny, uczynny, bardzo dbał o rodzinę. Nie palił, nie pił nawet kawy, bardzo zdrowo się odżywiał, dużo przebywał na powietrzu, pracując w polu i ogrodzie miał dużo ruchu. Ewusia wspierała męża we wszystkim. Po przenosinach do Bobrku przebudowali i wyremontowali dom. Byli razem, ale dawali sobie nawzajem przestrzeń wolności na własne zainteresowania, na realizację planów. Każdy z nas przyzna, że była to rodzinka bardziej godna pokazania niż ta z serialu „rodzinka.pl”.

Pasją Ryszarda było fotografowanie. Czasem wysyłał swoje zdjęcia na konkursy fotograficzne i zdobywał wyróżnienia. Cieszył się nimi, ale nie prowadził żadnych zapisków.

Zmarł nagle w poniedziałek 18. września 2017 r., w co nie mogliśmy uwierzyć i nadal nie dociera do nas, że Go nie ma z nami. Diagnoza – rozległy zawał.

Panie Boże wiem, że będziesz miał kłopot, bo to Duszyczka, która nie usiedzi, w dodatku obfotografuje każdy zakątek, do którego trafi. Bądź wyrozumiały, bo to pasja, z której trudno człowieka-pasjonata wyleczyć.

„Uczmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”,zostaną po nich buty, plecak, aparat fotograficzny.

…  i mnóstwo pięknych zdjęć…

Autorką tekstu jest Maria Kramarczyk