Tatry lat dawnych

 
W tym roku mija sto lat gdy utworzona została Sekcja Turystyczna Towarzystwa Tatrzańskiego. Są spory, co ścisłości tej daty, bowiem pierwsze zebranie S.T.T.T. odbyło się dopiero rok później, niemniej jednak w roku 1902 wszystko się zaczęło.
Powstała Sekcja Turystyczna Towarzystwa Tatrzańskiego postanowiła "bardziej fachowo" zająć się tatrzańską turystyką, do tej pory korzystającą z usług górali-przewodników. Odkrywane w coraz większym stopniu piękno Tatr spowodowało, że "taterników", czyli w tym okresie osób zwiedzających te góry stale przybywało.
To już nie chodziło tylko o jak to było w czasach Tytusa Chałubińskiego odbycie "wycieczki", lecz planowane i specjalnie zorganizowane wierchowe, lub ścianowe przejścia - będące nie rzadko - zarazem pierwszymi, zdobwczymi.
Zachodziła potrzeba uczenia nowych adeptów taternickiego rzemiosła właściwego zachowania się w trudnym terenie skalnym, tak by za wszelką cenę uniknąć nieszczęśliwych wypadków, na które każdy przebywający w wysokich partiach skalnych jest narażony. Umiejętność właściwego posługiwania się sprzętem asekuracyjnym, który w Tatry powoli i stopniowo docierał z Alp stała się nieodzowna. To już nie to samo, co dolinne "przechadzki", lub chodzenie po upłazach, gdzie kłopotów z poruszaniem się w górach nie miały nawet damy w długich sukniach, czy też pelerynach. 
Rozwijająca się z roku na rok S.T.T.T. skupiła w swych szeregach wielu ludzi, pionierów turystyki tatrzańskiej, o znanych dziś nazwiskach, które trwale wpisały się w taternicką, później powiązaną bardzo ze sportem działalność. Dzięki nim powstał Klub Wysokogórski, który potem przyczynił się do supremacji Polaków w latach 80-tych ubiegłego stulecia na wielu Szczytach Świata, szczególnie tych najwyższych w Himalajach. Być może nie byłoby tak wielkich sukcesów Jurka Kukuczki, Wandy Rutkiewicz, Krzyśka Wielickiego i im podobnych, gdyby nie rok 1902. Wszystko zaczęło się w tym roku utworzeniem Sekcji Turystycznej Towarzystwa Tatrzańskiego. Pamiętajmy o tym.
Publikujemy powstały w latach 60-tych tekst Jana Alfreda Szczepańskiego, który przedstawia dzieje tatrzańskiej turystyki od jej początków, pod kątem osiągnięć człowieka w Tatrach.

Odkrycie i zdobycie Tatr

W ogromnym, od Dunaju do Dunaju, łuku Karpat jedno gniazdo górskie, wysokością sięgające ledwie granic wiecznego śniegu, a więc pozbawione lodowców, ma charakter w pełni wysokogórski, alpejski. To Tatry.

"Polowac" tatrzański i "zbójnik"
Tatry Wysokie, wspaniałe, choć na małej przestrzeni, gniazdo dolin złomiskich i wiszących, skalistych szczytów i urwistych turni, wymarzony kraj dla turysty i sportowca.
Pono już człowiek jaskiniowy docierał do tych gór, chronionych przez bagniska, puszcze, surowy klimat, dzikie zwierzęta. "Montes, quibus nomen est Tritri" czytamy w czeskiej kronice Kosmana pod datą 973 roku - za niezbyt wiele lat święcić więc będziemy millenium "odkrycia" Tatr. Zamieszkiwali już w tych czasach podnóża Tatr od północy górale polscy, od południa pokrewni górale słowaccy. Wyludnione po najazdach tatarskich rejony na południowy wschód od Tatr, krainę nazwaną Spisz, skolonizowali w XIiI wieku Niemcy, którzy odeszli z tych terenów w połowie XX wieku. Z Polaków, Słowaków, Niemców spiskich rekrutowali się pierwsi historyczni wędrowcy w Tatry - pasterze, awanturnicy, zielarze, górnicy, myśliwi... - do których dorzucić jeszcze trzeba pasterzy wołoskich.

Dolina Pięciu Stawów Polskich i Mała Łąka (wg drzeworytów Bogusza Zygmunta Stęczyńskiego z połowy XIX wieku
Pasterze, juhasi, byli bodaj pierwszymi ludźmi, którzy wypasając owce dotarli do niektórych wysokich przełęczy i na upłaziaste wierchy. Jeszcze śmielej poczynali sobie myśliwi, kłusownicy, "polowace" - w pogoni za niedźwiedziem czy kozicą niejedną przełęcz przebywali, na niejeden wierch się wdzierali, nawet na niejeden szczyt wdrapywali. Przyjmuje się, że kłusownicy i juhasi byli pierwszymi ludźmi na takich wyniosłościach, jak Jagnięcy Szczyt, Szeroka Jaworzyńska, Młynarz, Wołoszyn. Mniejszą natomiast, niż się ogólnie przypuszcza, aktywność w poznawaniu Tatr wykazywali zbójnicy, uchodzący w góry i kryjący się w ich zakamarkach w imię "ślebody". Tym zbójnikom zdarzało się nieraz przekradać z Polski do Węgier i na odwrót, ale na szczyty nie wchodzili. I warto dodać, że tak przez poetów idealizowany sławny zbójnik Juraj Janoszik z Terchowej (powieszony w Liptowskim Mikułaszu w 1313 roku) - znany u nas pod imieniem Janosika - w ogóle w Tatrach nie był.

Dolina Białki (sztych A. Gorczyńskiego z 1840 roku)
Bardzo wcześnie natomiast, gdyż już w XVI wieku wtargnęli w głąb Tatr poszukiwacze skarbów, mędrkowie z ludu, plebeje lub drobnomieszczanie, którzy wydumali sobie, że skoro z gór nie ma żadnego namacalnego pożytku, to niewątpliwie dlatego, iż Bóg poukrywał w nich niezmierzone skarby, godną zdobycz dla cnotliwych śmiałków. Poszukiwacze skarbów nie tylko penetrowali góry, ale też niewprawnymi dłońmi pisali na ich temat "spiski", czyli przewodniki, w drodze do zaklętych jaskiń. Pewna ilość tych przeważnie anonimowych "spisków", polskich i niemieckich, uchowała się do naszych czasów, kilka z nich ogłoszono drukiem. Największy rozgłos zdobył sobie "spisek" niejakiego Michała Hrosieńskiego, pochodzący już zresztą z XVIII wieku, opublikowany w 1905 roku. Spisek ów zaczyna się tymi słowy: "Opisanie ciekawe gór Tatrów za Nowym Targiem, na cały świat słynących, wszelkimi klejnotami i bogactwem ozdobionych", a wiedzie do legendarnego Żabiego Jeziorka u stóp Siedmiu Rygli - zapewne Jaworowe Turnie - a także do Morskiego Oka i Pięciu Stawów Polskich. Hrosieński nie zapomina o należytym wyekwipowaniu poszukiwaczy. Poleca im zabrać: "różne świątobliwości, czyli dewocje, jako to świecę gromniczną, palmę, dzwonek loterański, wodę święconą Trzech Królów i krydę święconą, mirę, ziółka święcone do kadzenia, szpagat nasmarowany wężowym sadłem, zmieszanym ze szczupakową żółcią, bo od tych dwóch tłustości duchowie uciekają". Taki miał być więc rynsztunek pierwszych tatroznawców, ale Hrosieński nie zapomniał także o wyekwipowaniu bardziej praktycznym, bo polecał brać ze sobą "magnes", to jest "kompas", perspektywę (lornetkę) oraz haki skalne ("śpilki stalowe") i młotek.

Morskie Oko w Tatrach (szytch Stęczyńskiego z 1847 roku)
A prawdziwi prekursorzy turystyki, owi "admiratores naturae", którzy, chociaż na jurnie j liczni, też się przecież po jawili w Tatrach? Czytamy w jednej z kronik miasta Kiezmarku, że na wiosnę 1565 roku żona kasztelana Hieronima Łaskiego wraz z licznym towarzystwem urządziła wycieczkę w Tatry - zapewne nad Zielony Staw Kiezmarski. Jest to chronologicznie pierwsza zapiska, odnosząca się do dziejów turystyki na obszarze Tatr, i możemy być dumni, że jest związana z polskim imieniem zarówno Łaskiego, jak i jego żony.
Niebawem rozwinęło się na Spiszu coś w rodzaju regularnej turystyki w rejon Łomnicy. Niejaki Dawid Frólich, później rektor liceum w Kiezmarku, wszedł w czerwcu 1615 roku jako młody chłopiec w liczniejszym gronie na wysoki szczyt, identyczny zapewne z Kiezmarskim Szczytem, i szeroko się o tym wejściu rozpisał w swej książce "Medulla Geographiae", wydanej w 1639 r. Opis podobnej wycieczki pozostawił anonimowy autor "Węgierskiego albo Dackiego Simplicissimusa", książka wydanej we Fryburgu w 1683 roku. Simplicissimusa, młodego studenta węgierskiego, i jego kompanów prowadził na szczyt obeznany z terenem przewodnik. Posługiwał się on sprzętem turystycznym, jak liny, a na wierzchołku wręczył Simplicissimusowi za osobną dopłatą pergamin, pióro i inkaust, by dołączył swój podpis do innych, zostawionych na wierzchołku w puszce blaszanej. Szczegóły te są zdumiewające i świadczą, że w "Spiskach Górach Śnieżnych" rozwijała się turystyka, o jakiej w ówczesnych Alpach ani się śniło.

Stanisław Staszic, Seweryn Goszczyński i Wincenty Pol
Wzięliśmy natomiast udział, i to niemały, w naukowym badaniu Tatr, prowadzonym od strony Spisza sporadycznie już w XVII wieku, a systematycznie od wieku XVIII. Zwłaszcza nazwisko jednego uczonego zajaśniało tu pełnym blaskiem Stanisław Staszic, mąż stanu i jedna z najwybitniejszych postaci polskiego Oświecenia, badał Karpaty już od 1189 roku, a Tatry zwiedził w latach 1803-1805. Owocem naukowym jego podróży stała się fundamentalna praca "O ziemiorodztwie Karpatów i innych gór i równin Polski". Jako czynny, nieustraszony badacz-turysta zdobył Staszic m. in. Kołowy Szczyt około 5 sierpnia 1805 roku, pierwszy z Polaków wszedł na Sławkowsk,i Szczyt i Krywań, po czym wdarł się na Łomnicę, uchodzącą wówczas za najwyższy szczyt w Tatrach. Na wierzchołku Łomnicy spędził Staszic noc z 21 na 22 sierpnia 1805 roku, dokonując pomiarów i obserwacji naukowo-przyrodniczych. "Wyniki, jakie Staszic w wędrówkach po Tatrach osiąga, były na swoje czasy tak niezwykłe, tak wyjątkowe, że zadziwiać i zdumiewać muszą" pisano o nim później. Staszic zastał wówczas Tatry legendarne, baśniowe, pełne dziwów i duchów - zostawił Tatry naukowe, otwarte dla badaczy i turystów. Był turystą doświadczonym, zaprawionym w pokonywaniu niebezpieczeństw, a jaki miał emocjonalny stosunek do gór, niech poświadczą jego własne myśli na szczycie Łomnicy: "Wy ogromne grobowiska przeszłych wieków! Wy najtrwalsze pomniki dla wieków przyszłych, w niedostępną wzniesione wysokość, w obłokach utykając wasze szczyty, wy zachowacie niezgubne imię Polaków. Żadnym gwałtem ludzkim niedosięgnione, wy zachowacie ten znak i podacie to wiekom następnym świadectwo, że pierwszy, co na waszych wystrychłych stanął rypach, był Polakiem".

Fragment panoramy Tatr Wysokich (według „Ziemiorodztwa Karpatów” Stanisława Staszica z 1815 roku)
Działalność turystyczna Staszica w Tatrach stała się kamieniem węgielnym taternictwa polskiego i nie tylko dlatego, że była pionierska; w Tatrach, górach mniej wówczas znanych niż dziś Himalaje, okazał się Staszic turystą nad możliwości swego pokolenia śmiałym, torującym nowe drogi. Dorównać wyprawom Staszica zdołano dopiero po pół wieku, a przewyższyć je - dopiero u schyłku XIX stulecia.
Żaden też po Staszicu naukowiec polski nie zdołał sobie zdobyć pod tym względem równej jemu pozycji. I to pomimo że wielu profesorów i badaczy wędrowało w głąb Tatr, i że niektórzy z nich zdobyli sobie nawet wybitne imię w taternictwie, jak Marian Smoluchowski, Walery Goetel, Marian Sokołowski.
Już około 1830 roku rozpoczyna się regularny ciąg turystów w Tatry i w tym sensie należałoby zasługę "odkrycia Tatr" przypisać raczej takim podróżnikom-literatom, jak Seweryn Goszczyński, Ludwik Pietrusiński, Bogusz Zygmunt Stęczyński, Kazimierz Łapczyński, Łucja Rautensztrauchowa, Maria Steczkowska, Deotyma... - i raczej takim podróżnikom-profesorom, jak Józef Kremer, Wincenty Pol, Feliks Berdau, Kazimierz Wodzicki, Maksymilian Nowicki, Ludwik Zejszner, Bronisław Gustawicz, Marian Łomnicki... niż późniejszej o parę dziesiątków lat działalności Tytusa Chałubińskiego, któremu z czasem przyznała opinia publiczna tę zasługę. Ta sama opinia niesłusznie wyniosła na taternicki piedestał księdza Pleszowskiego, proboszcza spod Kęt: nazywano go nawet "królem Tatr", chociaż ks. Pleszowski poznał w Tatrach szczytów niewiele i na żaden szlak odkrywczy nie wstąpił. Natomiast Kremer powtórzył już przed 1844 rokiem wejście Staszica na Łomnicę, a tego samego dokonał Pietrusiński w 1845 roku, przy czym obaj napisali o tych wejściach poczytne w swoim czasie wspomnienia. Na Kościelec wszedł jako pierwszy turysta Berdau w 1854 roku. Od połowy XIX wieku odkrywaniu Tatr dopomagać zaczęły coraz liczniejsze utwory literackie. Badania Zejsznera posunęły naprzód wiedzę naukową o Tatrach. Nawet ofotografowane zostały już Tatry w 1858 roku: zasługa zawodowego fotografa z Krakowa, Walerego Rzewuskiego.
O rozwoju turystyki tatrzańskiej "wszerz" świadczy z owych lat najlepiej fakt, iż przy Morskim Oku powstał już w 1834 roku schron dla turystów, co prawda nie zagospodarowany; o jej rozwoju "wzwyż" - fakt, że trafiały się już wówczas takie wycieczki, jak pierwsze wejście na Zmarzłą Przełęcz Jakuba Krauthofera i górala Jana Pary w sierpniu 1842 roku.
Dwaj turyści stanęli w owych latach na czele penetracji Tatr, dwaj wybitni eksploratorzy, którym przypisać należy rolę głównego ogniwa pomiędzy Staszicem a epoką Chałubińskiego. Byli to: Eugeniusz Janota, oraz Józef Stolarczyk. Nazwano ich "pierwszymi taternikami polskimi" i nie bez racji, bowiem w ich działalności górskiej, przemyślanej i systematycznej, pierwiastek turystyczno-odkrywczy, poniekąd nawet sportowy, odegrał niemałą rolę.
Janota, pastor i profesor, chodzi w Tatry regularnie od 1852 roku. I on to jako pierwszy turysta staje wraz z Gustawiczem i Stanisławem Librowskim, a pod wodzą Macieja Sieczki, na głównym wierzchołku Świnicy 22 lipca 1867 roku; wchodzi potem pioniersko na Kozi Wierch i na Granaty. Pióra Janoty jest też "Przewodnik w wycieczkach na Babią Górę, do Tatr i Pienin", wydany w 1860 roku - pierwszy polski przewodnik po Tatrach.
Stolarczyk, długoletni proboszcz parafii zakopiańskiej, jeszcze bardziej wyróżnił się w taternictwie, jakkolwiek, otyły i ociężały w starszym wieku, musiał wydatnie korzystać z pomocy górali. Stolarczyk był już bezpośrednim zwiastunem taternictwa okresu następnego. Spośród jego wcale licznych wypraw w głąb Tatr największy bodaj rozgłos uzyskało zdobycie Baranich Rogów 17 września 1867 roku. Stolarczyk zeszedł też jako pierwszy turysta z Rysów do Morskiego Oka. Sam Stolarczyk zanotował zaś pod rokiem 1867 w swej "Kronice Parafii Zakopiańskiej":
"Dnia 13 września o godzinie pół do pierwszej z południa wyszedłem ja, Pleban, z Jędrzejem Walą, Szymkiem Tatarem, Wojciechem Kościelnym i Wojciechem Ślimakiem pierwszy na Szczyt Lodowaty, dotychczas za niedostępny wiany, na którym rzeczywiście jeszcze żaden Tourista nie był. Tym sposobem byłem już na wszystkich szczytach, oprócz jeszcze Gerlachowskiego, i poznałem całe Tatry". Dodajmy: na Gierlachu stanął Stolarczyk dnia 22 września 1874 roku, wiedziony przez czterech przewodników: było to pierwsze polskie wejście na ten rzeczywiście najwyższy szczyt całego łuku Karpat z Tatrami włącznie.

Ksiądz Józef Stolarczyk, Euganiusz Janota, Ludwik Zejszner
Działalność Stolarczyka, Janoty, Zejsznera i pokrewnych im turystów ówczesnych promieniowała szeroko: około 1870 roku turysta polski w Tatrach nie tylko nie jest już rzadką i osobliwą postacią, lecz jest zjawiskiem pospolitym. Czego mu jeszcze brakowało - to organizacji, która by poszczególne, nie skoordynowane wysiłki "zestrzeliła w jedno ognisko" oraz taternika, którego autorytet byłby większy, niż powaga skromnego proboszcza góralskiej wsi. Taternikiem takim okazał się dr Tytus Chałubiński, który zaczął regularnie wyprawiać się w Tatry od 1873 roku, a organizacją - Towarzystwo Tatrzańskie założone w tym samym roku.
*
Tytus Chałubiński, uczestnik powstania węgierskiego w 1849 roku i wydarzeń w Polsce w latach 1860-1862, jeden z najwybitniejszych lekarzy polskich ubiegłego wieku, nie był ani "odkrywcą Zakopanego", jakim stał się w powtarzanej do dziś obiegowej ocenie, ani "królem Tatr", jak go nieraz nazywano. Już sporo lat przed wyprawami Chałubińskiego turystyka tatrzańska była bardzo ożywiona i w stałym rozwoju, co więcej, nie brakowało wówczas turystów śmielej nawet niż Chałubiński wdzierających się w głąb gór.
A jednak trzeba przyznać, że omyłka opinii była mniejsza, niżby pewne fakty pozwalały sądzić, trzeba stwierdzić, że wyjątkowa i przełomowa rola Chałubińskiego w polskiej eksploracji Tatr nie może być pomniejszona. Dopiero bowiem jego wystąpienie nadało rozproszonym, wciąż jeszcze pionierskim poczynaniom charakter ruchu zorganizowanego o zasięgu ogólnopolskim i w swoich najlepszych osiągnięciach - turystyczno-taternickim. I dopiero działalność Chałubińskiego stworzyła z Tatr i taternictwa pojęcia bliskie, zrozumiałe dla szerokiego ogółu.
Jakie były tego przyczyny?

„Obóz Chałubińskiego” - według obrazu Tadeusza  Ajdukiewicza
Stało się tak nie tylko dlatego, że Chałubiński był osobistością znaną przede wszystkim w Warszawie, w Królestwie Polskim i że jego przykład pociągnął wielu, których nie mógł pociągnąć przykład Pola, Zejsznera, Janoty, Stolarczyka... Najważniejsze jest to, że Chałubiński wniósł nowy element w turystykę tatrzańską: ujął ją jako swoistą egzotykę, przeniósł poniekąd na rodzimy grunt tatrzański sposoby i założenia głośnych w owych latach podróżników afrykańskich, takich jak Livingstone i Stanley. Egzotyzm pod bokiem, w kraju, za tanie pieniądze, namiastka wielkiej przygody bez podróżowania za morza, przygoda, której każdy niemal mógł być uczestnikiem - czyż to nie było prawdziwe odkrycie Tatr dla społeczeństwa, odkrycie tak mało znanych jeszcze wówczas skalnych Tatr?
Tytus Chałubiński z góralami. Najstarsi przewodnicy góralscy - Maciej Sieczka, Szymon Tatar i Jędrzej Wala (rysunki wg. Walerego Eljasza Radzikowskiego)
Chałubiński potraktował górali jako lud egzotyczny o swoistej kulturze, lud, którego góral Jan Sabała Krzeptowski był herosem, a zarazem bardem, ba, Homerem. Chałubiński stworzył sławę Sabały, którą poszerzyli następnie, gdy już Chałubińskiego nie stało, Witkiewicz, Tetmajer, Sienkiewicz, a po nich plejada pomniejszych pisarzy, aż do współczesnych epigonów. 

Jan Krzeptowski Sabała
Chałubiński wyruszał w Tatry z całym "kierdelem" górali i "dworem" przyjaciół z miasta. Styl jego wypraw, dziś już legendarny, tak opisał w 1913 roku Mieczysław Świerz: „Przy dźwiękach dzikich, ponurych melodii, wydobywanych z gęśli i basów, zapuszczano się w tajemniczą głąb tak mało jeszcze zbadanych i udostępnionych gór; skalne sklepienie koleb, gęste sploty świerków lub samo tylko wygwieżdżone niebo, rozpięte nad turniami, zastępowały turystom dachy dzisiejszych schronisk; potężnym płomieniem buchające watry, na które szły całe smreki, rozpraszały cienie nocy i chroniły przed zimnem, a gdy szron omszył ziemię i chłód zbyt począł dokuczać, wówczas dźwigały się z posłania postacie śpiących i Sabała skracał czas opowiadaniem, "jak to Pan Jezus babe z psiego ogona, a nie z Adamowej kości urobił", lub też wskrzeszał legendy walki z Liptakami lub niedźwiedziami.
W rzeczywistości nie posunęły jednak wyprawy Chałubińskiego i jego "świty" znajomości Tatr naprzód - taternictwo węgierskie ma w owych latach piękniejsze osiągnięcia. Ale Chałubiński przydał wyprawom tatrzańskim blasku i opromienił je chwałą wielkiego czynu, chociaż sam napisał tylko jedno wspomnienie w 1819 roku "Sześć dni w Tatrach". O rozgłos postarali się inni, zwłaszcza Bronisław Rajchman, którego opisy wypraw z Chałubińskim zyskały szeroką poczytność, a jeden z nich wydany został drukiem osobno - "Wycieczka na Łomnicę".
Chałubiński niewiele szczytów zdobył w Tatrach, niewiele nowych dróg odkrył. Na podkreślenie zasługuje tylko przejście Koziej Przełęczy, II zejście z Gierlachu do Doliny Batyżowieckiej, wejście na Kołowy Szczyt nie zwiedzony od czasów Staszica, przejście Zadniej Piarżystej Przełęczy i zejście z Lodowego Szczytu wprost do Doliny Pięciu Stawów Spiskich.
Wyższy poziom sportowy uzyskały wycieczki syna pana Tytusa - Ludwika Chałubińskiego - zdobył on m. in. już w 1877 roku Mięguszowiecki Szczyt i zeszedł jako pierwszy z Durnego Szczytu do Pięciu Stawów Spiskich, ale że mu brakło ojcowskiego poloru, osiągnięcia te zatraciły się wśród innych, a po części poszły nawet w zapomnienie, jak bez echa przebrzmiała taternicka działalność syna Ludwika, a wnuka Tytusa - Tytusa Chałubińskiego juniora, który w młodym wieku zginął na wspinaczce w północnym żlebie Niebieskiej Przełęczy w 1933 roku.
*
Ale rok 1873 nie tylko dzięki pojawieniu się Chałubińskiego w Tatrach przeszedł do kroniki taternictwa jako rok przełomu. W tym samym roku powstała pierwsza społeczna organizacja turystyki górskiej w Polsce - Towarzystwo Tatrzańskie.
Dzieje tego towarzystwa, nazwanego dopiero po 1918 roku Polskim Towarzystwem Tatrzańskim i istniejącego do roku 1950, nie łączą się bezpośrednio z dziejami polskiej turystyki wysokogórskiej i polskiego alpinizmu odkrywczego, było bowiem ono organizacją uprzystępniającą i upowszechniającą góry już odkryte i zwiedzone. Ale zasługi T.T. nie mogą być pominięte ani przy omawianiu rozwoju taternictwa przed rokiem 1939, ani przy omawianiu dziejów alpinizmu polskiego. Towarzystwo Tatrzańskie stało się fundamentem turystycznego uprzystępniania Tatr i nawet Podtatrza, rozkrzewiło idee ochrony przyrody. Z łona T.T. wyrosły po latach specjalne organizacje taternickie i narciarskie. W późniejszym Polskim Towarzystwie Tatrzańskim znalazła wreszcie najlepsze poparcie polska ekspansja wysokogórska.
Budowa schronisk i znakowanych ścieżek - pierwsze zagospodarowane schronisko po polskiej stronie Tatr powstało nad Morskim Okiem w 1874 roku - propaganda Tatr w słowie i piśmie - to zasługi Towarzystwa Tatrzańskiego, które walnie przyczyniło się do rozrostu ruchu taternickiego. Przed objęciem kierownictwa T. T. przez "ochroniarzy" posuwało się ono czasem nawet zbyt daleko. Z punktu widzenia racjonalnej turystyki nie może dziś znaleźć uznania fakt poparcia i sfinansowania częściowo przez T.T. budowy sztucznej ścieżki granią odcinka Tatr polskich, tzw. Orlej Perci, ścieżki, którą z inicjatywy taternika Walentego Gadowskiego i turysty Franciszka Nowickiego, autora cyklu sonetów tatrzańskich, zbudowano w latach 1903-1906. Niemniej i budowa Orlej Perci świadczy na swój sposób o żywych związkach T. T. z wysokogórską turystyką tatrzańską.

Walery Eljasz Radzikowski, Franciszek Nowicki, Walenty Gadowski
Spośród bardzo licznych działaczy i pracowników T.T. mieli niektórzy zasługi i dla taternictwa - jak Walery Eljasz, malarz i autor przewodników oraz opisów wycieczek, jak również Leopold Świerz, niestrudzony wieloletni sekretarz T. T. i propagator turystyki, także zimowej.

 
Od samego początku swego istnienia przejęło też T.T. opiekę nad przewodnictwem góralskim, czyli nad tymi ludźmi, którzy byli właściwymi realizatorami osiągnięć taternickich aż po pierwsze lata XX wieku. Chociaż bowiem inicjatywa wycieczek Chałubińskiego i jego następców należała do "ceprów" - wykonanie było wyłączną zasługą górali. Należy stwierdzić: ani Stolarczyk ani Chałubiński, ani nawet Pawlikowski i Chmielowski (ten ostatni - w początkach swej działalności) nie byli taternikami samodzielnymi w nowoczesnym, sportowym rozumieniu tego słowa. Prowadzili ich, wyszukiwali dla nich drogę skalną, opiekowali się nimi troskliwie górale-przewodnicy, którzy jako organizacja przetrwali do dzisiaj, chociaż sportowe ich znaczenie znikło z chwilą ostatecznego usamodzielnienia się taterników. Dlatego należy już tutaj podkreślić zasługi tych przewodników starszej daty, owych Gąsieniców i Rojów, Tatarów i Giewontów, Obrochtów i Walów, którzy sprawnie i bezpiecznie wodzili swoich "panów" po halach, siodłach i wierchach. Wymieńmy przynajmniej trzech najwybitniejszych przewodników Chałubińskiego i Pawlikowskiego. Byli to Jędrzej Wala i Maciej Sieczka, zdobywca m. in. Jastrzębiej Turni, oraz zmarły w sędziwym wieku Szymon Tatar starszy. W młodszym pokoleniu wyróżnili się tacy przewodnicy, jak Jędrzej Marusarz, Jan Bachleda Tajber, Józef Gąsienica Tomków, Stanisław Gąsienica Byrcyn, Jan Gąsienica Ciaptak, paru Krzeptowskich, a przede wszystkim Klemens Bachleda. Znakomity ten człowiek gór, najwybitniejszy góralski zdobywca Tatr, któremu z południowej strony Tatr dorównał tylko jeden przewodnik spiski Jan Franz senior, zdobył szereg szczytów i odkrył dziesiątki nowych dróg, "lat przeszło trzydzieści spędził w trudach, grozach i triumfach taternickich i wychował całe dwa pokolenia taterników", "król przewodników tatrzańskich", jak go nazwał najwierniejszy jego druh górski Janusz Chmielowski. I Bachleda oddał swe życie służbie górskiej - dnia 6 sierpnia 1910 roku zginął na północnej ścianie Małego Jaworowego Szczytu, niosąc ofiarną pomoc taternikowi Stanisławowi Szulakiewiczowi, który na tej groźnej, wówczas jeszcze dziewiczej ścianie uległ śmiertelnemu wypadkowi.

Słynni przewodnicy góralscy - Klemens Bachleda, Jędrzej Marusarz, Wojciech Roj i Stanisław Gąsienica Byrcyn
 
Góral-przewodnik od lat przestał być kierownikiem wypraw taternickich i niezbyt często się zdarza, by był w ogóle towarzyszem skalnych wypraw. Ale taternicy pamiętają zawsze, że bez góralskiego przewodnika nie byłoby całej epoki w taternictwie i że taterników z miast łączyła wówczas z ich przewodnikami "pogodna przyjaźń", jak to określił Chmielowski. Nie zapominają też taternicy, że przewodnicy-górale nieśli i niosą zawsze ofiarną pomoc w wypadkach górskich. Toteż choć rola górali w taternictwie jest dzisiaj skromna, prawie niewidoczna, taternicy żywią dla górali związanych z Tatrami zawsze gorące uczucia sympatii.

 
Niemal równocześnie z Chałubińskim wstąpił w taternickie szranki Jan Gwalbert Pawlikowski, którego M. Świerz nazwał słusznie "pierwszym nowożytnym taternikiem". Taternicka działalność Pawlikowskiego była efemeryczna. Bo choć całe życie interesował się on Tatrami i na starość wyrósł na najwybitniejszego orędownika idei ochrony przyrody, czynnej kariery taternickiej wyrzekł się bardzo rychło, już po 26 roku życia.

Jan Gwalbert Pawlikowski, Karol Potkański, Adam Asnyk
Niemniej w tym krótkim okresie, zacząwszy od udziału w wyprawach Adama Asnyka (pierwsze wejście w 1836 roku na Wysoką od Wagi), osiągnął wyniki na swą epokę zdumiewające: wiedziony przez przewodnika Macieja Sieczkę zdobył m. in. Kiezmarski od Kamiennego Stawu, Łomnicę od Kiezmarskiego Stawu, wdarł się na szczyt Szatana, a wreszcie wspiął się na legendarną, sławą nieprzystępności otoczoną turnię nad Morskim Okiem, zwaną Mnichem (1879 lub 1880 roku). Pawlikowski o taternikach swej epoki głosił, że "chodzili w Tatry nie tyle dla zdobywania szczytów, ile dla życia po halach", o sobie samym mówił, że "chodząc po górach odświeżał tradycje zbójnickie, chciał utożsamić się całkowicie z góralami". Na Tatry, jego zdaniem, patrzono wówczas tylko "góralskimi oczyma". Praktyka Pawlikowskiego przeczyła jednak tym założeniom. 

Dawna odznaka Towarzystwa Tatrzańskiego, odznaka Sekcji Turystycznej T.T. i dawna „blacha” przewodników góralskich (I klasa)
Dla momentu estetycznego - w stylu taternictwa epoki Chałubińskiego Mnich nie przedstawiał żadnego sensownego celu podobnie jak wejście na Łomnicę od śniegów Doliny Dzikiej, gdy szczyt ów można było o ileż łatwiej osiągnąć od strony południowej. Toteż mimo góralskiego kamuflażu wyprawy Pawlikowskiego napotkały w ówczesnej opinii turystycznej zrozumiałą, ostrą krytykę i stały się jedną z przyczyn, choć na pewno nie wyłączną, przedwczesnego wycofania się Pawlikowskiego z czynnego uprawiania taternictwa. Przykładu jego nie podchwycili inni. Przez sporo lat jego taternictwo pozostało zjawiskiem odosobnionym. Jedynie Karol Potkański, zdobywca Cubryny i Małego Ganku, naśladował go w ponownym wdarciu się na Mnicha, co zresztą opinia statecznych turystów przyjęła z drwinami i urąganiem. Zasada "widoku" ciążyła złowrogo nad turystami, którzy w latach 1880-1900 wchodzili w taternictwo.

 
Indywidualność Tytusa Chałubińskiego wywarła przemożny wpływ na wiele lat taternictwa, na cały okres, który nazywamy popularnie "epoką Chałubińskiego". Stąd, gdy mistrza zabrakło, dały się zauważyć elementy zastoju, cofania się, nawet upadku taternictwa. Pod względem ilościowym ruch taternicki nie osłabł, podobnie jak nie zmniejszył się ciąg mieszczan do "letniej stolicy Polski". Ale zdobyczom ówczesnym zabrakło śmiałości i inicjatywy, poruszano się przeważnie w granicach zakreślonych przez taternickie horyzonty Chałubińskiego, a w najlepszym razie Pawlikowskiego. "W latach tych nie było ani jednej nowej myśli w taternictwie, ani jednej wycieczki, która by pod jakimkolwiek względem postęp przyniosła, - charakteryzował ten okres późniejszy historyk taternictwa Kordys w 1913 roku - nawet pod względem techniki wspinania, gdzie postęp jest najłatwiejszy, widać raczej cofanie się." Ocena ta pasuje nawet do najlepszych tego okresu, takich jakimi były na przykład dwie wycieczki z 1893 roku: wejście znakomitego zoologa Władysława Kulczyńskiego na Kozi Wierch od północy żlebem, który później nazwano jego imieniem, oraz wyprawa dwu taterników, Jana Fiszera i Michała Siedleckiego, na Durny Szczyt od Klimkowej Przełęczy.

Pamiątkowe zdjęcie sprzed stu lat z jednej z wycieczek Towarzystwa Tatrzańskiego do Morskiego Oka
 
Do przypadków raczej niż sukcesów będących wynikiem systematycznej działalności taternickiej należy w tych latach zdobycie Staroleśne j, które w 1892 roku przypadło w udziale turystom niczym później w taternictwie się nie wyróżniającym (byli wśród nich Kazimierz Tetmajer i Tadeusz Żeleński-Boy). Oczywista to zasługa wiodących ich górali, wśród nich młodego Klimka Bachledy.
Nie przewyższył również sukcesów Potkańskiego Władysław Kleczyński, któremu udało się w 1895 roku wejść pierwszemu na szczyt Ganku (znowu zasługa Bachledy) zażywającego takiej sławy niedostępności, jak przed nim Mnich, a po nim Ostry Szczyt i Żabi Koń. Nawet i ten sukces niezależnie od swego sporadycznego charakteru mieścił się całkowicie w ramach epoki Chałubińskiego.
Wyrazem zewnętrznym tego zahamowania taternictwa przy równoczesnym jego nasileniu wszerz był "Ilustrowany Przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnic" Walerego Eljasza, ilustrujący doskonale poziom ówczesnego polskiego taternictwa. Staromodny pogląd, o party na założeniu, że turystę prowadzi obeznany z terenem góral-przewodnik, w porównaniu z sytuacją w Alpach był już anachroniczny. Dowodem ówczesnego upadku taternictwa był również niemal całkowity zanik taternickiego piśmiennictwa.
Po roku 1900 impas w taternictwie polskim został jednak przełamany. Przyczyniło się do tego ożywienie sporu granicznego o Morskie Oko, który to spór zakończył się w 1902 roku zwycięstwem strony polskiej. Z wyroku Międzynarodowego Trybunału Rozjemczego przyznano sporny teren w całości Galicji, co skierowało uwagę całej Polski na sprawy górskie. Przyczyniła się też do tego zainteresowania taternictwem inicjatywa Karola Englischa i Janusza Chmielowskiego.

 
Jakkolwiek Karol Artur de Englisch Payne organizował swe wycieczki po południowej stronie Tatr, chodził niemal wyłącznie z przewodnikami spiskimi i opisywał swe sukcesy systematycznie tylko w organie Węgierskiego Towarzystwa Karpackiego, musimy jego wybitną, choć w tak przykrych i kompromitujących okolicznościach przerwaną działalność wysokogórską wpisać do dziejów taternictwa polskiego: nie tylko dlatego, że Englisch był krakowianinem, ale również i dlatego, że polskość swą wyraźnie i niejednokrotnie podkreślał. W latach 1897-1903 dokonał Englisch, częściowo w towarzystwie swej matki Antoniny, wielu pierwszych wejść w Tatrach m. in. na takie szczyty, jak Solisko, Zmarzły Szczyt, Dzika Turnia, Mały Jaworowy Szczyt, Jaworowy Szcżyt, Mały Kościół, Czarny Szczyt i Mały Kołowy Szczyt. Znalazło się również wśród jego pierwszych wejść zdobycie Ostrego Szczytu dnia 25 sierpnia 1902 roku. Szczyt ów bowiem uchodził za najbardziej niedostępny z niedostępnych i wejście nań słusznie określone zostało przez Kordysa jako "kamień węgielny nowoczesnego taternictwa".
Englisch był jednak niepohamowanie ambitny, do tego stopnia, że nie wystarczyły mu rzeczywiste, wybitne zresztą sukcesy, i jął dodawać do nich różne nieprawdziwe, kłamane. Wykrycie jego mistyfikacji trwało parę lat. Sprawa zdobyła sobie w międzynarodowym alpinizmie smutny rozgłos, a otoczony powszechną niechęcią Englisch porzucił Tatry na zawsze. Tak niesławnie zakończyła się kariera taternicka człowieka, który pierwszy w okresie ogólnego upadku turystyki tatrzańskiej zwrócił się ku zadaniom prawdziwie wysokogórskim i który był jednym z pierwszych na gruncie taternictwa ludzi, uzbrojonych nowocześnie do walki z urwiskiem skalnym. Inicjatywa Englischa nie miała sobie równej w owych czasach, a jego program chodzenia wyłącznie nowymi drogami dał mu przewagę nad wielu choćby i sprawniejszymi odeń rówieśnikami. Wyprawy Englischa niewątpliwie dążyły do rozszerzenia możliwości taternickich, czyli atakowały całkiem świadomie rekord taternicki. Przyczyniły się też poważnie do poszerzenia znajomości Tatr.
                                                                                Jan Alfred Szczepański

ciąg dalszy - w następnym Wołaniu

 spis treści