Wielki Rozsutec – moje górskie wspomnienia

Na Wielkim Rozsutcu

Pewnego lipcowego popołudnia Asia powiedziała: jedziemy w góry, na Słowację, chyba w Janosikowe Diery. Ale, jak to? Popatrzyłam do internetu, no nie …. Ja tam na pewno nie pójdę! Drabinki, woda, skała. Przecież mam lęk wysokości! Rozmyślałam, analizowałam, przeglądałam strony, radziłam się znajomych (część mi odradzała, część gorąco zachęcała). Bezpieczeństwo jednak najważniejsze, nie wolno podejmować zbędnego ryzyka. (Na wszelki wypadek wykupiłam ubezpieczenie – na Słowacji podobno to bardzo wskazane). Decyzję podjęłam właściwie późnym wieczorem, w sobotę przed wyjazdem. Spróbuję – pomyślałam. Wyruszyliśmy. To była niedziela 24 lipca 2022 roku.

Jánošíkove Diery

Wędrówkę rozpoczęliśmy w miejscowości Biely Potok. Co to są Janosikowe Diery? To podobno najpopularniejszy szlak w obrębie Parku Narodowego Krywańskiej części Małej Fatry pomiędzy masywami Małego i Wielkiego Rozsutca oraz Bobotów, na który składają się głębokie, kręte wąwozy wyżłobione przez Dierowy potok. Jest to szlak biegnący wzdłuż potoku i jednocześnie przekraczający go w kilku miejscach. Dla ułatwienia, a czasami umożliwienia wspięcia się wyżej zbudowano kładki, podesty, drabinki, łańcuchy.

Droga zaczyna się bardzo spokojnie, wygodna ścieżka, drewniane kładki, ale trzeba uważać, bo obfitość wilgoci powoduje, że czasami jest ślisko. Pogoda piękna. Idziemy raźno, czasami jednak dociera do mnie lękliwa myśl, może to nie dla mnie, może przeszacowałam własne możliwości. Młodość już daleko za mną… może trzeba zostawić takie wyzwania młodszym. Rozglądam się ciekawie dookoła, jest pięknie, otrząsam się z ponurych myśli i podążam za grupą. Dochodzimy do miejsca zwanego Podžiar, obok jest bacówka, ale nie korzystamy z odpoczynku, tylko wyruszamy dalej niebieskim szlakiem.

W Jánošíkovych Dierach

Pojawia się pierwsza drabinka, łapię mocno za poręcze i powoli, noga za nogą, lęk ściska gardło, nie każdy zrozumie, czym jest ta emocja, ale idę ręka- noga, ręka- noga. Skupiam się na bezpieczeństwie. Staram się nie patrzeć w dół, ani w bok, ale jak nie podziwiać takiego cudu natury. Rozglądam się więc ciekawie i mimo czającego się lęku chłonę malownicze widoki, czuję pod ręką mokrą skałę rzeźbioną przez miliony lat. Niesamowite uczucie. Pod spodem bystro mknie potok, dookoła skały. Kolejna drabinka budzi już mniejsze emocje, ale jednak… po drodze wielkie głazy ubezpieczone linami, piękne wodospady. Czas wędrówki mija tak naprawdę niepostrzeżenie, nawet nie czuję dużego zmęczenia i …stało się! Docieramy na Sedlo Medzirozsutce, czyli przełęcz miedzy Małym i Wielkim Rozsutcem. Weszłam! Hurra! Udało się!

Rozsiadamy się na polanie. Słońce przygrzewa. Nagle pojawia się propozycja, a może wejdziemy na Wielki Rozsutec? Nie, to na pewno nie jest dla mnie! Pamiętam, kiedy patrzyliśmy na ten szczyt ze zbocza Stoha. Pomyślałam wtedy „tam na pewno nigdy nie wejdę, nie ma takiej możliwości”. A teraz taki pomysł? Co robić? Podejmuję decyzję. Idę.

Na szczycie Wielkiego Rozsutca

Najpierw, jak to zwykle bywa szlak przez chwilę wije się łagodnie, po czym zaczyna się piąć w górę. Sapię, fuczę ale się wdrapuję. Łatwo dla mnie nie jest. Trochę marudzę (Asia mówi, że „dziamgam”), ale idę. Po drodze spotykamy dwie fajne dziewczyny z Katowic, dodajemy sobie wzajemnie otuchy. W pewnym momencie zaczynają się trudniejsze podejścia, ubezpieczone linami i miejsca bardziej eksponowane, gdzie znowu odzywa się mój lęk wysokości. Teraz się już nie poddam i wchodzę na szczyt Wielkiego Rozsutca 1610 m.

Pokonałam samą siebie. Czuję się zmęczona, ale szczęśliwa. Przed nami  rozpościerają się piękne widoki. Warto było wejść, żeby cieszyć się taką chwilą. Czas na zejście. Schodzimy najpierw skalnym żlebem, ubezpieczonym łańcuchami, potem zakosami ścieżką między kosodrzewiną, bolą już nogi, ale trzeba zejść. Dochodzimy do przełęczy Medziholie . Tam odpoczynek. Patrzę z niedowierzaniem na szczyt, z którego właśnie zeszłam. Naprawdę tam byłam? Byłam!

Dziękuję Asi, Agnieszce, Damianowi i Zbyszkowi za pomoc, wsparcie, pozytywną energię i radość.

Teresa