Siwy Wierch, Brestowa – relacja z wycieczki Koła Oświęcim – 26 lipca 2015

Na Siwym Wierchu

Na Siwym Wierchu

5:00 rano w niedzielę, to trochę wczesna pora na aktywność, ale wycieczka w słowackie Tatry Zachodnie mobilizuje największych śpiochów. W drodze na Przełęcz Huciańską Wyżnią humory nie najlepsze. Pada. Jest zaledwie 13°C. Po poprzednim, upalnym dniu nikt nie jest przygotowany na tak gwałtowny spadek temperatury. Jedynie korzystna prognoza pogody pozwala mieć nadzieję na odmianę aury.

O 8:40 zdesperowani ruszamy dziesięcioosobową grupą czerwonym szlakiem. Błoto na ścieżce szybko oblepia nasze buty i spodnie. Perspektywa śliskiej drogi i mokrej skały skutecznie odbiera chęć do wędrówki. Dość szybko jednak, wychodząc na odkryte przez wiatrołomy zbocze, dostrzegamy pierwsze oznaki poprawy pogody. Dobrze, że podążamy w górę, bo mokre korzenie drzew i błoto sprawiają, że ścieżka jest śliska. W dobrym tempie docieramy do Białej Skały, gdzie pojawiają się pierwsze promienie słońca. Zaczynamy dostrzegać zmieniającą się z wiosennej na letnią szatę roślinną. Czy to słońce, czy też piękne widoki w okolicach Białej Przełęczy, w połączeniu z aktywnością fizyczną sprawiają, że poziom endorfin wzrasta i nasze humory wyraźnie się poprawiają. Zanim zaczną się Rzędowe Skały, w miejscu, gdzie

Rzędowe Skały

Rzędowe Skały

drzewostan zanika, wyciągamy kremy z filtrem przeciwsłonecznym, bo wszelkie znaki na niebie wskazują, że słońce nas tego dnia już nie opuści. Jesteśmy na terenie rezerwatu przyrody, utworzonego w 1974 r. Wchodzimy w urokliwy labirynt skałek, zbudowanych z wapieni i dolomitów, który ciągnie się aż do szczytu. Przypomina trochę krajobraz Jury Krakowsko – Częstochowskiej, ale tutaj skałki ozdobione są kosodrzewiną. Najwięcej emocji wzbudza wspinaczka przez kominki, szczególnie gdy trzeba zrobić duży krok i mocno podciągnąć się na rękach.

Na Siwym Wierchu (1805 m n.p.m.) w oczekiwaniu na skompletowanie grupy długo wygrzewamy się w słońcu, podziwiając rozległą panoramę, sięgającą po Niżne Tatry, Góry Choczańskie, masyw Wielkiego Rozsudźca w Małej Fatrze, a na północy po Babią Górę i Pilsko.

Zejście z Siwego Wierchu już łatwiejsze, wiedzie na Palenicę Jałowiecką (Sedlo Palenica), gdzie obficie dojrzewają borówki czarne i brusznice. Stąd Siwy Wierch prezentuje się najbardziej okazale.

Podejście na Brestową

Podejście na Brestową

Niewielki zastrzyk energii i zaczynamy podchodzić na Brestową (1934 m n.p.m.) – najwyższe wzniesienie podczas naszej wyprawy. Podejście przypomina nieco drogę na Babią Górę z Krowiarek. Najpierw trochę stromiej pod górę, a potem już łagodniej granią. Przystajemy na chwilę przy krzyżu na Małej Brestowej, skąd już tylko kilka minut bardzo łagodnie na szczyt. Mamy ochotę zostać tu jak najdłużej. Turystów spotykamy tutaj niewielu. Podziwiamy pięknie prezentującą się, oświetloną słońcem, skalistą Osobitę. W paśmie Tatr Zachodnich dostrzegamy poczciwy, stary Giewont, a blisko nas, w całej okazałości widać Wołowiec, Rakoń, Rohacze, Trzy Kopy i Banikov. Z perspektywy Brestowej, Siwy Wierch wydaje się być niepozorny, ale choć niższy, to jego zdobycie okazało się trudniejsze.

Chwila szczęścia

Chwila szczęścia

Jacek z Radkiem, którzy w górach nigdy nie mają dość, postanawiają w bardzo szybkim, sportowym tempie wspiąć się przez Przełęcz Salatyńską na pobliski Salatyn (2048 m n.p.m.). My rozpoczynamy stosunkowo łagodne zejście granią Brestowej na Skrajny Salatyn, w czasie którego towarzyszą nam widoki na polskie i słowackie Tatry Zachodnie. Gdy wchodzimy do Spalonego Żlebu, nasza uwaga skupia się prawie wyłącznie na ścieżce, która stromo schodzi w dół i jest pełna śliskich korzeni i ruchomych kamieni. Zejście jest dość długie i męczące i stanowi dopełnienie zmęczenia całym dniem wędrówki.

Na parkingu przy dolnej stacji wyciągu narciarskiego podziwiamy tatrzańskie szczyty w świetle zachodzącego słońca (jest godz. 19:00) i podążamy w kierunku Chaty Zverovki. Ania obiecała nam poczęstunek z okazji imienin. Rozsiadamy się wygodnie i przy zapachu zupy czosnkowej odpoczywamy w przyjacielskiej atmosferze. Na koniec jeszcze tylko serdeczne „Sto lat” dla solenizantki i około 20:30 ruszamy w drogę powrotną do domu.

Jesteśmy szczęśliwi, że udało się przejść długą drogę i wciąż chce się powracać na górskie szlaki. Pewnie góry będą nam się śnić tej nocy.

M.D.